Głównie hamak w towarzystwie dzieci, głównie lektura, ale także pomidorowa, schabowe, wieszanie prania na dworze.
Przejażdżka rowerami do podupadłego miasteczka nieopodal - 10 km, w połowie drogi - lody waniliowe.
I nadal nie mogę w pełni przyzwyczaić się do urlopu, przyglądam się, gdzie ukryto haczyki.Wiatr kołysze pełne kłosy, chabry i maki nadal gdzieniegdzie. A na wszystko spadła jednak jakaś nieruchomość - nieuchronność pełni lata? Zamiast się cieszyć chwilą, rozmyślam, jak ja znowu wytrzymam zimę i ten zupełny brak kolorów. I dlaczego subiektywny upływ czasu tak przyspiesza z wiekiem.W dzieciństwie się przecież wydawało, że czasu nam nic nie odbierze, że tyle go mamy w rękach.
Ten czas... też to mam. Kiedyś wlókł się niemiłosiernie, dziś pędzi jak szalony.
OdpowiedzUsuńPrawdopodobne jest też, że to my pędzimy.
OdpowiedzUsuń