Bo to jest prawdziwa wieś. Po obu stronach drogi po dziesięć domów, wiele z nich z oborami i naszego obejścia - ruina gospody, co pamięta przemarsz wojsk napoleońskich, dalej melina Lesia i obok niej - leśniczówka.
Za płotem zaś po drugiej stronie ogrodu - horyzontu trzeba szukać przebywszy wzrokiem hektary pól, poprzedzielane kępami drzew. Takiego widoku nie da nawet osiem telewizorów HD. Zresztą i tak nie oglądamy telewizji.
Z rzeczy zupełnie przyziemnych dodam, że pranie - przy pogodzie umiarkowanie słonecznej i lekko wietrznej, jak dziś - schnie zaledwie trzy godziny. To, co się nie mieści na sznurze, można rozłożyć na trawie.
Zdjęcie tego, co zostało po kolacji, zrobił Grzybek. Sam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz