piątek, 2 grudnia 2011

ubezpieczeni

Listy z ZUS-u nie należą do moich ulubionych, gdyż na ogół wzywają do składania wyjaśnień na tematy, na które nie mam zielonego pojęcia. W tym, co przyszedł dzisiaj, to ZUS chce mi wyjaśnić, ile wyniesie moja emerytura. Przedstawiona kwota opiewa na 99,40 miesięcznie obecnie, a za lat trzydzieści - 226,20. Patrzę kilka razy: to nie chochlik drukarski.

Najpierw myślę, że może lepiej w wiek emerytalny nie wchodzić w ogóle. Potem obliczam i wychodzi mi, że na brulion i ołówek starczy. A właściwie to zapasy brulionów i ołówków mam takie, że na jesień życia będzie jak znalazł. Widywać mnie będzie wtedy Czytelnik, jak zakutana w kilka płaszczy różnego pochodzenia, z szalikiem zawiniętym jak chustka wokół głowy, a zwłaszcza wrażliwych zatok, przemieszczam się z jednego punktu wydawania zupy do drugiego. Arturo, który właśnie od nas wyszedł mówi, że J, którego dziś widzieliśmy w Gogolinie, dla nas z powrotem uruchomi prowadzoną za czasów studenckich kuchnię dla biednych. Na pewno nie będę się rozpychać łokciami ani awanturować w kolejce, ściskając w kieszeni ogryzek ołówka.

Potem, na cieplejszych i mniej strzeżonych klatkach schodowych zobaczy Czytelnik, jak przycupnięta w kąciku na przedostatnim schodku i w takich rękawiczkach bez palców, dla komfortu pisania, notować będę to i owo. Chyba że Alzheimer, wtedy nie.

Gdy ja puszczam wodze fantazji, nasz rehabilitowany Grzybek, w towarzystwie boskiego Andy'ego, sam pisze list do Świętego Mikołaja, wyprzedzając wszystkich terapeutów, z którymi się widuje. Będę mieć z kim dzielić się brulionami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz