środa, 7 grudnia 2011

wszy(stko) albo nic

Żeby nie było tak odlotowo, w mikołajki gruchnęła także wiadomość z przedszkola, że wszy są. Natychmiast zaczęło mnie wszystko swędzieć, mimo że u Grzybka ani śladu przypadłości i teraz nie wiem, czy wylewać na niego zalecane specyfiki profilaktycznie dla własnego lepszego samopoczucia. Za moich czasów mówiono, że we Wrocławiu wystarczy dziecku zamoczyć głowę w Odrze i problem pasożytów skóry zniknie raz na zawsze.

Poza tym? Skakanka w szkole usłyszała, że w Adwencie należy odmawiać sobie przyjemności i ona w takim razie odmówi sobie chodzenia do szkoły. I woli zapaść w sen zimowy. Poniekąd to rozumiem. Nasz dom rano powinien stawiać na nogi wystrzał z armaty, stosowane przeze mnie łagodniejsze środki są zawodne. To nic, myślę, obliczyłam że do wiosny już tylko cztery miesiące i każdy coraz ciemniejszy poranek wprost do wiosny prowadzi.

Co do Adwentu będę upierać się przy tym, że zamiast sobie odmawiać jak Szymon Słupnik lepiej zadbać o to, by ogólny poziom bliskości z innymi w domu wzrastał. Bo życie ucieka, można się z nim minąć, snując plany, jakoś się tego obawiam bardziej niż innych rzeczy.

2 komentarze:

  1. To fajnie, bo to znaczy że dziecko szkołę lubi:)
    Z wszami... to współczuję. Też to przechodziłam. Ale na rynku są bardzo dobre środki.
    "Każdy coraz ciemniejszy poranek do wiosny prowadzi" - dobre to, nadaje się na motto grudnia:)
    Ostatni akapit podoba mi się najbardziej.
    Nie wiem tylko, kto to Szymon Słupnik. Ale może ja nieoczytana jestem.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Święty średniowieczny, pustelnik na słupie. Na wszy czekamy, żadnej na razie nie widać. Pozdrawiam także:)

    OdpowiedzUsuń