Sukienkę nową pisaniu ubieram - to jeden z prezentów i to absolutnie niespodzianych. I pasuje jak ulał na karnawał. Dziękuję niezastąpionej Graphic Designerce.
Nie napiszę, że Święta zleciały, bo chyba tego byłoby mi właśnie żal - żeby działy się jakby mimo mnie i obok, bez mojego udziału. Choć uczę się z niejakim mozołem, by nie oprawiać swoich oczekiwań wobec Świąt w ramkę rodem z amerykańskiego kina familijnego. Więc nie, już wiem, że nie będzie teledysków. I wiem też, że niepotrzebny opłatek (znam dom, gdzie go zapomniano i nic się nie stało), choć przecież pomaga wydusić kilka ważnych słów, na które w ciągu roku za mało czasu i odwagi.
Za dnia spotykamy się, po nocy oglądamy "Drzewo życia". Jeśli przeczuwam, że całe Święta dokonują się w relacjach między ludźmi, i jakie relacje, takie Święta, film ten utwierdza mnie w przekonaniu. I tylko gdy na te sceny z życia patrzę, żal mi się robi za moją pierwszą niebyłą i niedoszłą powieścią. Bo w tonie była podobna, i jakby też o tym, choć całkowicie pozbawiona mistrzostwa wyrazu.
Cóż. Na pociechę po niedoszłej i niebyłej mogę łzy otrzeć w nową blogową sukienkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz