No więc gdy ja wczoraj siedzę obok sterty albumów, w tym tego o van Goghu, zakupionego w towarzystwie Yoli w tej małej uliczce obok Musee d'Orsay, i nadzoruję prostowanie się pod nimi siatki prostopadłościanu wyciętej z bardzo zrolowanego bristolu, Skakanka się zajmuje.
Wiem, bo co chwila wpada pokazać, czym. Oczywiście nie ma czasu sprzątać. Może z czasem dojdziemy z boskim Andym do jakiegoś consensusu, bo póki co, ja wolę, jak ona nie ma czasu na sprzątanie z powodu czytania lub innych prac własnych, a boski Andy uważa, że wstawanie rano i znajdowanie skarpetek na stole źle rokuje na czasy nastoletnie, które nadejdą niebawem. Ale to na marginesie zupełnie.
Więc siatka prostopadłościanu na lampion nadal się zwija. Ze świeczkami wypadło blado: najpierw, gdy O.Łukasz, niosąc sklejany własnoręcznie lampion z witrażami, które przyćmiłyby blask katedry w Reims, powiedział do Grzybka: o jaka ładna świeczka, a my wiedzieliśmy, że to tealight porwany z domu w ostatniej chwili. A potem znowu, gdy w kluczowym momencie po epiklezie, szklany świecznik wytoczył się z łoskotem spod ławki.
A Skakanka woła, mamo chodź. I pokazuje, czym się zajmowała. Zobaczcie sami. Od dłuższego czasu już widzę, że dzieci są jakieś trzy kroki przed moimi o nich wyobrażeniami.
Jestem porażona. :-)
OdpowiedzUsuńZdolna dziewczyna, tylko ten Józef jakiś czarny charakter ;)
OdpowiedzUsuńno no no
OdpowiedzUsuńnie podejrzewałam takich talentów !!!
a ja komentarz zamieszczam szybciutko póki mi blueconnecta wystarcza :)
no i dzięki ;)