W komentarzu nie zmieszczę słów kilku na temat "prokrastynacji"- terminu, który znam od dłuższego czasu i nigdy nie wzbudzał mojego zachwytu, jak u Wiśni. To odwlekanie rzeczy nieprzyjemnych, często w nieskończoność.
Więc nie. Nie widzę niczego właściwego w gradacji priorytetów, która nie będzie się opierała na tradycyjnie poważanym systemie wartości. Na przykład: "dorośli powinni oddawać się jedynie zajęciom przynoszącym zysk materialny", albo "zawsze powinno się mieć wszędzie porządek". Albo "zapobiegliwość jest kluczem do szczęścia".
Jestem przekonana, za Franklem, że jeśli człowiek widzi sens i cel, jest zdolny przetrwać wszystko i zrobić wszystko. Jak sam Frankl, który w obozie koncentracyjnym nie zamarzł, prowadząc w duchu dialog z żoną (o której nie wiedział, że zmarła w innym obozie). Albo robił notatki do książki.
Schodząc na ziemię: nawet torebkę chce się posprzątać, gdy okazuje się, że nie można znaleźć paragonu. Ale cudownie jest naprawdę przy tej okazji siebie samej nie ochrzanić, używając na przykład słów: "głupia, nie wiesz, że zawsze trzeba mieć wszędzie porządek"? Nie trzeba. To znaczy ja już nie muszę. Zaś dla spraw, których sens widzę, jestem w stanie poświęcić bardzo wiele wysiłku.
Wiśnia jak zwykle bardziej się zachwyca BRZMIENIEM słowa niż znaczeniem :-) O, miód na moje serce lejesz, bo ja właśnie mam czas walki z "muszę"... tak w sam raz na okres przedświateczny....
OdpowiedzUsuńBoski Andy dzwoni powiedzieć, że to Frankl był, więc poprawiam! Racja: Frankl od sensu. Fromm był od wolności. Przepraszam wszystkich wprowadzonych w błąd.
OdpowiedzUsuń@Cherry: dekonstrukcja "muszę" bywa wyzwalająca;)