Skakanka dołącza do zatkanego od wczoraj Grzybka, obwieszczając kolejny okres aresztu domowego. Coś jakby przygnębienie na skutek zmiany zamierzeń chce mi usiąść na mostek. I to jest właśnie ten moment, na który czekałam od listopada, mimo że Wiśnia grała już "Soul Cake" mniej więcej w czasie, który opisuje, czyli dni zaduszne. To jest moment na odpalenie If On A Winter's Night Stinga. Ciągle tej radości jeszcze odmawiałam sobie, by nie cieszyć się za wcześnie, na wypadek, gdyby Boże Narodzenie w tym roku jednak odwołano.
Gdybym mogła, rozdałabym teraz Czytelnikom sto płyt, i zdalnie łączylibyśmy się w oczekiwaniu na Święta, w czasie wielkiego powrotu, słuchając harf, mandolin, folkowych skrzypiec, i tej opowieści o marynarzu, który w czasie sztormu z oddali widzi światła swojego domu.
Ja wiedziałam;)Mażę od wczesnej młodości farbami olejnymi, do szkła, do ceramiki. Wyprodukowałam całą masę nikomu niepotrzebnych "dzieł sztuki" - talentu u mnie niewiele. Od dwóch lat (mniej więcej)akcesoria dziełotwórcze systematycznie pokrywa kurz.
OdpowiedzUsuń"Peace round" Yellowjackets. Jeszcze jest świąteczny Bob Dylan. Płyty nie zdjęłam z półki na razie, czeka na śnieg. Sting za to robi mi grudzień! I Pink Martini, choć oni są zbyt politpoprawni :-) Jakoś w tym roku nie trafiło mi się nic nowego światecznego, na razie. Nie omieszkam donieść, jak się trafi.
OdpowiedzUsuńAj, Grypo, nie ważna wartość "obiektywna" dzieła, ale radość z robienia czegoś własnymi rękami.
OdpowiedzUsuńWisienko, Brat płytę już ma i mówi, że wygląda na wydaną w garażu. Może to być prawda?