czwartek, 5 lipca 2012

epitafium

Ręce całe w krzakach porzeczki i powietrze stoi w miejscu, pełne zapachu pokrzyw. Nad głową bzyczą osy w tym, co zostało z czereśni. Czasem coś jakby cięższego leci, raz trzmiel, raz szerszeń. Po ramionach spacerują to biedronki, to gryzące mrówki. Pod rękami przechadzają się pająki; nie robimy na sobie nawzajem najmniejszego wrażenia.

Nieopodal, w piaskownicy i dziecięcym baseniku, toczą się boje Grzybka, kumpla od sąsiadów i syna Szwagra. Doskonalę swoje conflict management skills - i owe skills za każdym razem są improwizowane. Przekazuję zasady funkcjonowania świata bez przemocy słownej, zwłaszcza wobec bardziej wrażliwych, jak Grzybek. Teść mówi, że lekarstwem na problemy dawniej były klapsy, i myślę, że dobrze, iż w medycynie są postępy.

Myśli pod wpływem trzydziestu stopni w cieniu nie układają się. A jednak na wypadek, gdyby oprócz pająka czy mrówki miałoby nagle z krzaków wyjść coś jadowitego, układam wersety na kamień nagrobny, by nie zostawiać zadania domowego innym poetom na murach:

Tu Przechodniu się zatrzymaj,
gdzie spoczywa Okruszyna.

Zostawiła kilka wpisów
i wiaderko długopisów.

Ulubione drzewo: brzoza,
ulubiona forma: proza.

Wiatr gałęzie brzóz kołysze.
Nie przestała. Dalej pisze.*

*Upał spowodował pominięcie aspektów życia rodzinnego w niniejszym częstochowskim utworze. Ale to nic, w liceum Boski Andy otrzymał ode mnie bardzo wesołą balladę w stylu Mickiewicza - jak to jest, gdy przychodzi po latach na moją mogiłę. Z rymami okalającymi abba, choć nie wiem, czy bardziej w jamby, czy trocheje.

2 komentarze:

  1. epitafium bardzo ładne:)

    chciałbym Cię o coś zapytać, ale nie mogę znaleźć Twojego maila, możesz się odezwać na yours@autograf.pl?

    OdpowiedzUsuń