Jedziemy konsultować Grzybka z innym neurologiem, bo brak poprawy w EEG jest z jednej strony dobrą wiadomością, a z drugiej przecież nadal żadną wiadomością na temat jego "nieharmonijnego rozwoju".
Jedziemy sto kilometrów, bo łatwiej lekarza znaleźć w Opolu, niż dodzwonić się do któregokolwiek ze znanych wrocławskich.
Po podróży w upale w naszej nieklimatyzowanej rakiecie, Grzybek w gabinecie pani doktór prezentuje się w kilku etiudach. Etiuda pierwsza - to dziecko przewieszone przez krzesełko. Etiuda druga - kompletny brak zainteresowania starym zestawem klocków dla trzylatków, za to wnikliwe słuchanie dorosłych.
Ale szansę zabłyśnięcia spostrzega dopiero, gdy pani doktór, niepomna, że pacjent słucha w odległości dwóch metrów i zupełnie wizawi, oświadcza: "jego mózg nie działa prawidłowo". I oto nasze dziecko, które w drodze autem opowiada o działaniu komórek pluripotencjalnych i antybiotyków, oraz docieka, czym się różną histaminy od przeciwciał, podczas badania daje pokaz wygłupów godnych aktora kabaretu.
Pani doktór zapisuje cudowny lek, który wszystko przyspieszy. Jakież to szczęście, że jemy jajecznicę z cukinią u Dosi i Jarka tego samego dnia, nieopodal. Cudowny lek okazuje się mieć zgoła inne zastosowanie, pani doktór zaś kłopoty z zatrudnieniem. Jarek zaś pociesza nas, że przy całej nieszablonowości Grzybka, trudno go nazwać dzieckiem wymagającym terapii z armaty.
W drodze powrotnej Grzybek oświadcza z tylnego siedzenia: Boli mnie mózg. Synu,pani doktór opowiadała głupoty, spieszę z wyjaśnieniem. Kolejny dzień nam mija na zacieraniu wspomnień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz