piątek, 13 lipca 2012

w poszukiwaniu straconego

Bywają straty niepowetowane. Jak to, że się nie można dziś spotkać z tymi, co się miało, bo się nie dojechało. Dziecko bowiem zaniemogło. Biorąc pod uwagę, że okazja spotkania tak daleko zdarza się mniej więcej raz do roku, stratę czuć. Ale jeszcze będzie szansa w powrotnej drodze, która jak wiemy jest zawsze krótsza niż droga "do".

Są straty pozorne. Spódnica zroszona ulewą okazuje się pachnieć deszczem, a przecież takich perfum nawet Chanel nie wyprodukowała. Albo włosy obcięte w pobliskim zakładzie, jakby nieco za krótko, ale przecież trzy razy taniej i jak wielki zysk czasu, że nie trzeba długo suszyć. Boski mówi, że przy okazji straciłam z wyglądu kilka lat - na korzyść. Co ma powiedzieć?

Są inne straty czasu. Przekładanie z toreb i do toreb tak mi się kojarzy. Ale może nie trzeba przywiązywać aż takiej wagi.

Są straty słów. Chciało się napisać w ciągu dnia, ale się biegało, i słowa uciekły. Piszę teraz i nic się nie przypomina. A miałam coś o jeszcze jednej stracie.

Czyżby utrata pamięci?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz