poniedziałek, 24 stycznia 2011

gama achromatyczna

W międzyczasie zaś, boski Andy jest latającym księgowym i księguje poza miastem, zaś Grzybek, wyczuwając stosowną chwilę, odstawia arię ze znanej opery "Rigoletto". Eufemizm taki, by zaznaczyć, iż na wieczór objawił się rotawirus. Więc pod ręką mamy miskę, po którą sięgam co chwilę w razie potrzeby, a pościel kończy się prać w pralce, i w razie czego jestem gotowa nie spać i prać do rana.

To nie choroba dwubiegunowa w fazie maniakalnej, opisywana na blogach roku, to tylko ten nastrój podniosły związany z przemeblowaniem chyba udziela mi się. Dzięki temu nastrojowi dziś wjeżdżam z podporządkowanej na bardzo główną i tylko trzeźwość kierowcy z naprzeciwka ratuje nas przed utratą obu naszych aut. Potem silnik mi gaśnie i zostaję na środku skrzyżowania, z karetką na sygnale jadącą wprost na mnie. Wzdłuż chodnika ustawiają się piesi w charakterze widzów - jak to dzisiaj człowiek potrzebuje atrakcji! Zapalam i odjeżdżam, w głowie mając tylko pianino.

Teraz powinnam otworzyć artykuł Kolegi od Książki, i po tym pełnym wrażeń dniu znaleźć w końcu kilka godzin na pracę koncepcyjną. Miska po mojej prawicy.

2 komentarze:

  1. Wisisz szklanke wody Aniołowi Strózowi :-)
    trzymajcie się w tej chorobie morskiej. Każdy sztorm mija. A ja właśnie łamię postanowienie że będę chodzic spac przed północą ;-/

    OdpowiedzUsuń