piątek, 21 stycznia 2011

gdy dźwięki płyną

Epicka podróż pianina trwa.
Instrument zakupiony z końcem roku za średnią krajową, czyli moje trzy pensje miesięczne, w całości wspaniałomyślnie przekazywane na rzecz emerytów i rencistów (ZUS) oraz telefonii cyfrowej, nadal jeszcze nie miał swojej premiery w naszym mieszkaniu.

Niby więc dni mijają wypełnione w szwach zadaniami i piaskiem w oczach, na skutek niewyspania, a jednak towarzyszy im nastrój podniosłej rezygnacji. Rezygnacji, bo co środę i piątek dowiadujemy się, że nadal jeszcze pianina nie ma.

Podobno widziano je, jak płynęło z Japonii, i ja mu w myślach w tej trasie towarzyszyłam, wokół Malezji i Filipin, przez Ocean Indyjski. Widziałam jak kołysze się nad zieloną głębiną i w skromnym pudle rezonansowym w kolorze drzewa wiśni skrywa ostrożnie dźwięki, żeby się nie wysypały przy większej skali Beauforta. Wczoraj ponoć już było całkiem blisko, wciśnięte gdzieś w kąt tira toczącego się po polskich drogach. I martwię się, czy gdzieś się nie zawieruszy. A tu na nie czeka przecież ciepły kąt i dach nad głową.

W międzyczasie dowiadujemy się, że znajomi nabyli lepsze. Ale przecież mi zawsze było bliskie życie stylizowane na drugą kategorię.

4 komentarze:

  1. ach tam zaraz lepsze...
    może inne mają po prostu?

    OdpowiedzUsuń
  2. zupełnie tak jak bmw to inne auto niż fiat;) Ale nie, radość z wyboru i nabycia pianina przyćmiewa odrobinę jedynie jego brak w naszym M.

    OdpowiedzUsuń
  3. to ślepa uliczka
    zawsze znajdzie się ktoś kto ma coś lepszego
    a nawet - o zgrozo - jest lepszą mamą niż my :@ !!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. nie, bardziej chodzi o to, że trudno nam było dobrze wybrać, bo się na pianinach tego typu nie znamy:)

    OdpowiedzUsuń