piątek, 7 stycznia 2011

when we were orphans

Trochę czytam. Dziś na przykład, gdy ksiądz po kolędzie zawieruszył się gdzieśpo drodze i świeczki na przemian świecimy i palimy, nie wiedząc, czy znajdzie do nas drogę.

Ishiguro ma ten rozpoznawalny styl dystansowania się i braku egzaltacji. Bohater w pierwszym zdaniu zawsze stwierdza, że w sumie wszystko ślicznie, a potem łamie to zdanie na części pierwsze i okazuje się, że pod ładnym obrazkiem jest i drugie dno. Nie wiem, pewnie ktoś już nazwał Ishiguro mistrzem niedomówień; tę niejasność, jako melancholik, ale jednak perfekcyjny, akceptuję, ale z żalem. Chciałabym może bohaterów wyraźniej, grubszą kreską, z obwodem w pasie włącznie. A tu nie, japoński teatr cieni, owiany mgłą brytyjskiej rezerwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz