I proszę Andy'ego, by nie gasił lampek od choinki. Bo trochę jest jak na ciemnej stronie Srebrnego Globu Żuławskiego: pejzaż jałowy i nawet Grzybek pyta, kiedy zaświeci słońce i stopi już śnieg. Kończy się nam abonament na rehabilitację i spodziewamy się przydziału nowego, po przejściu kolejnych oględzin (ciekawe, kiedy Grzybek powie, że ma ich wszystkich w nosie). Więc przy lampkach czekamy. W międzyczasie wykombinowałam sobie, że jeśli syn nie osiągnie gotowości szkolnej, sama założę szkołę. Jak El Macho DJ poprowadzę home-schooling na własnych zasadach. I z tą myślą lampki świecą jeszcze jaśniej.
Za zachodnią granicą gaśnie po Świętach przyjaciel rodziny, dzięki któremu wyprawiłyśmy się kiedyś z Ralphetką na Saksy i przeżyłyśmy wiele radosnych chwil na pchlim targu i niemieckich świętach wszystkiego. Rozmawiam dziś z jego Żoną, która była obecna do końca. Nie samo odejście jest trudne, choć też; bardziej te chwile, kiedy już nic nie sprawia radości - ani pianino, ani żadne z setek przeczytanych książek, może tylko szum maszyny do dializ usypia po którejś godzinie.
Rynnami płynie śnieg z dachu; z niezaczętym tłumaczeniem na poniedziałek i nieskończonym zadaniem domowym na jutro - idę popatrzeć na lampki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz