Jak z dużej chmury mały deszcz, tak z naszych planów wychodzi jakieś czterdzieści procent. O północy widzę, jak bardzo zabrakło godziny "uczelni" (trzeba było wyjść do apteki) i moja sytuacja przed testem z tłumaczenia dokumentów UE robi się nieco dramatyczna. Z pewnością nie naszkicuję petycji ani projektu rezolucji, a być może polegnę na tabelce ze słownictwem, nie mogąc za nic w świecie zapamiętać, jak będzie "prośba o wydanie orzeczenia w trybie prejudycjalnym".
Na kolejny dzień też mam plan, bo od niedzieli postanowiłam szanować czas, co mi został (kto wie, ile go) i być tu i teraz bardziej niż gdziekolwiek indziej. Ale jeszcze niepościelona drukuję zadania domowe na polski, nasłuchując, czy boski Andy wyszedł z izolatki, i trwożę się, myśląc, jak to ja odrobię wszystkie odwołane lekcje w przyszłym tygodniu. Liczę na przypływ bezsenności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz