piątek, 14 stycznia 2011

wieczór w filharmonii

A dziś znowu jestesmy w filharmonii, a przecież to rozrywka pamiętana ze szkoły średniej.

I wydawało mi się, że życie jest ruchem do przodu i ku wyżynom, a dorastanie - oddalaniem się od dzieciństwa, przechodzeniem od zabawy do powagi, od błahostek do wyczynów, i ciągle ku nowemu. A tyle radości sprawiają powroty; jak gdyby człowiek wszystkie swoje pasje odkrył w wieku lat nastu, a potem je pogrzebał i zapomniał, by znaleźć przez przypadek, jak wetknięty dawno temu między książki miesięczny bilet mpk.

Jak zwykle z boskim Andym ostatnią prostą na koncert pokonujemy biegiem, to także się nie zmieniło od pierwszej wspólnej wyprawy z dziesięć lat temu, gdy w garniturze i na obcasach spychaliśmy poloneza głównej arterii na pobocze - w okolicach trzeciego dzwonka.

A potem już siedzimy i myślę: co za wynalazek, muzyka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz