poniedziałek, 24 stycznia 2011

ze spalonego teatru

Pianino przybyło. Dopytuję się, skąd, bo przecież fantazje snułam dalekowschodnie. Okazuje się, że temat płynięcia drogą morską był z kolei skutkiem bujnej wyobraźni obsługi sklepu, bo fabryka jest chyba w Portugalii.

Instrument zajął miejsce fotela, fotel miejsce suszarki, suszarka na pranie chyba zaś trafi na klatkę schodową, a my do sądu z powództwa cywilnego, a może i karnego, za tarasowanie drogi pożarowej, przez co może w końcu przytrafi się nam determinacja wystarczająca, by się stąd wyprowadzić.

Poza zburzeniem dekoru, pianino burzy też spokój nasz wewnętrzny (ład i poukładanie ustępuje twórczym emocjom). Oblegane jest tłumnie, a ja powoli przypominam sobie, że nic nie umiem. I patrzę na tę wielką księgę "50 Greats", co Skakanka mówi, że nuty są, ale nie po polsku, i pamiętam, pamiętam teraz już dokładnie, że nigdy się nie uczyłam. Znaczy uczyłam się sama podstaw, ale klucz basowy po latach jest jak kłódka na sejfie. Nie pamiętam. I myślę: po co mi ten pomnik własnej niemożności. No po co? Do wygrywania pod nosem melodyjek, które nigdy się nie zbliżą do fantasie-impromptu?

Póki co, uczę Skakankę zagrać trywialny pasażyk na prawie cztery ręce. Nagrywamy ścieżkę i boski Andy jak z pracy wróciwszy słucha, nie wierzy, że my. Ku pokrzepieniu, może.

2 komentarze:

  1. wiesz, za co m.in. namiętnie kocham Irlandię? za Irlandczyków. Bo oni siedzą w pubie i nagle zaczynają śpiewać. Fałszując tak, ze kiszki się skręcają. Ale śpiewają.
    Nie umiem grac, ale pamiętam, że stroiciel zawsze zostawia jeden klawisz niedostrojony. Bo idealnie to tylko Pan Bóg. W ludzkim wykonaniu idealnie jest bezdusznie. Więc graj ku własnej, Boskiego i dzieci radości, i , wybacz brutalność - nie marudź!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem trzeba pomarudzić profilaktycznie, szczęście bywa podejrzane;)

    OdpowiedzUsuń