Ukrywam się bowiem z tym poczuciem, że oto mamy dwa najgorsze miesiące roku, z roku na rok coraz gorsze, co gorsza.
To taki czas, że żadna ilość lampek choinkowych, kawy z ekspresu, której woń wypełnia cały dom, a nawet noszonych w kieszeniach zielonych papierków (gdzieś czytałam poradę i nie wiem, czy nie spróbować) oraz aromatycznych świeczek - nie pomoże.
Z gór dzwoni Marta i wiem, wiem teraz, że można o tym mówić otwarcie. Miesiące te nie mają w sobie nic uroczego i rok nie powinien się nimi zaczynać. Kandydatem na dobry początek byłby maj, wtedy też z jakimś entuzjazmem obserwowałabym lot korka od szampana w Sylwestra. A tak, Sylwester niezmiennie zapowiada sześćdziesiąt, a może i dziewięćdziesiąt najsmutniejszych dni roku, kiedy muszę co rano wymyślać skomplikowane ciągi przyczynowo-skutkowe, by zmobilizować się do wstania. I dlatego, drodzy Czytelnicy, piszę, żebyście za rok nie pytali, czemu jeszcze nie ma zdjęć z zabawy i czemu z wielkim sceptycyzmem odnoszę się do odliczania czegokolwiek przed północą trzydziestego pierwszego grudnia. Uważam, że tego dnia ludzie powinni gromadzić się na wspólnym opłakiwaniu, w piżamach, z puchowymi kołdrami; przy zapalonej świeczce opowiadać sobie straszne historie, by okazało się, że w sumie nie jest aż tak źle.
Autorka Wieczornego dziś dokonała właściwego wyboru: łóżko i kryminały. Żeby jeszcze zdrowia na tak zaplanowane chorowanie starczyło.
Kochana, muszę Cię zmartwić. Otóż, Sylwester w sierpniu już był. Cholerny postmodernizm.
OdpowiedzUsuńAle co do reszty - generalnie się zgadzam, ale popatrzmy na pełne pół szklanki. Lepsza taka zima niz taka ponizej zera. Ta zima jest dla mieszczuchów. Co piszę przed 17, po 14 godzinach w pracy, waląc się na lewy bok, czyli spadając dokładnie w wyrko.
O tak, to był piękny dzien.
OdpowiedzUsuńwieczorny
Dobranoc wszystkim, i ja w stronę poziomu.
OdpowiedzUsuń