czwartek, 6 września 2012

delegacja

Stały Czytelnik pamięta, że od lat miałam marzenie wyjazdu w delegację do stolicy. Najchętniej pociągiem i długo, dla samej radości przemieszczania się. Ot, wyjechać, załatwić i wrócić.

Myślałam już wczoraj, że może się rozchoruję i marzenie się nie spełni. Ale Boski Andy zarządził kurację snem i wyzdrowiałam. Zakupił mi na drogę bułki oraz zestaw kryzysowy: sok pomarańczowy w lekkiej butelce oraz baton czekoladowy. Zaraz przetestuję na nim prezentację - jeśli nie zaśnie, znaczy, że nie jest zła.

Więc jutro 7:30 odjazd. Autem i w doskonałym towarzystwie. Pojadę tłumaczyć na spotkaniu o rozwoju NaProTechnologii we Wrocławiu. Taka dziedzina nauki owiana w Polsce niestety mgłą zabobonu. Dobrze, że odwiedza nas USA, może wyjdziemy z zaścianka.

Sukienkę prasuję i widzę, że naprawa nie pójdzie igłą i nitką. Od czego jest wszak taśma dwustronna biurowa? Naszykuję jeszcze upoważnienia do odbioru dzieci ze świetlicy. Rodzice je nakarmią, Boski odbierze z urodzin. A potem ja wrócę.

Nie posiadam się z radości. Nie tylko dlatego, że symboliczna podróż tam i z powrotem się ziści. Sens i cel sięga kilometry dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz