sobota, 15 września 2012

wyjście

Makijaż oszczędny robię po drodze, by oszczędzić czas.

Lekarz przypadkowy, bo z nagłej konieczności, i młody bardzo, za młody jak na ten zawód, a już w oczach ma dolary sukcesu. Informuje mnie o tym, że właściwie nic nie może dla mnie zrobić. Nie wiem, jak mu powiedzieć o tym, że rozmawiamy o sprawach ważnych w moim życiu, w naszym życiu, mimo że tonem takim, jakbyśmy relacjonowali kształtowanie się cen paliwa w ostatnich miesiącach. Chociaż nie, o paliwie rozmawia się z pewną dozą emocji.

I myślę sobie o setkach kobiet, co jedną ręką zamykają klamkę gabinetu, w drugiej trzymając plik świstków, których treść można by ująć w jednakowe: "radź sobie pani sama."

I taka jestem zaradna, gdy jadąc, najpierw makijaż sentymentalnie zmywam, a potem doprowadzam się do pionu i robię go ponownie, i już na zbiórce skautów jak gdyby nigdy nic.

Rene, Doktorowa J, mówi o perspektywach. To wszystko prawda. Już wtedy, gdy ze świstkami jak kopnięty w zadek pies (bo zezłościć się na lekarza przyjdzie mi może dopiero za trzy dni, tu zawsze pewne opóźnienie), myślę, że warto włożyć jeszcze więcej wysiłku w TO i TO.

Resztę dnia przesypiam. W biznesie już wpadli na to, żeby mówić o etyce. Teraz pora na medycynę. A skoro w mainstreamie medycyny nie ma miejsca na etykę, sami zbudujemy sobie szpital.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz