Choroba Boskiego, rozpoczęta spektakularną utratą głosu, pokazuje jak na dłoni, jak wiele znaczy buddy system. Bo teraz ranki i wieczory ze wszystkimi sprawami rozpoczynania i kończenia dnia z dziećmi należą tylko do mnie. I niemal wszystkie sprawy domowe pomiędzy, w zawężeniu do detali, w których nikt nie wyręczy czy zastąpi.
Weźmy to, że teraz piszę. Z żalu piszę za czasem, który po raz kolejny w tym tygodniu przepadł w siną dal, gdy zamknąwszy na chwilę oko przy Grzybku, otwieram je w okolicach północy. A przecież przeniosłam sobie na pianino lekturę wielce ciekawą, krążąc między kąpaniem jednego a postrzyżynami drugiego - żeby mieć słowo na wieczór pod ręką, blisko, jak już na dom spłynie ten rodzaj ciszy, co mówi, że nikt nic nie będzie chciał, ani nic nikomu się nie stanie.
Więc to post z kategorii dramatów bohatera romantycznego: przerost pragnień nad możliwościami. Na pociechę zaglądam w statystyki bloga, tam zawsze wiele powodów do radości. Gdybym miała jakieś złudzenia, że tworzę literaturę na poziomie, mogę zawsze poczytać frazy z wyszukiwarek, przez które Czytelnik wpadł na trop okruchów.
Przeboje tygodnia: "cieple kapcie 29", "słynna kucharka wylewy" i "słoma z butów rysunki". Życie jest piękne. I zupełnie odbiegające od naszych o nim wyobrażeń.
a "angielski dla leniwych i mało zdolnych" też tam jest??
OdpowiedzUsuńuściski "poranne"