środa, 17 kwietnia 2013

iron man

Siedzi naprzeciwko mnie.

Gdyby Czytelnik go spotkał na ulicy, nie podejrzewałby nawet. To drobny mężczyzna, naprawdę zero udawanego lansu, inteligentny wzrok zza okularów, w biegu, bo dużo spraw. Lekcje angielskiego potrzebne przed egzaminem.

Pytam o hobby i mówi, że ma rodzinę, trójkę dzieci. I że z żoną pragnęliby jeszcze jednego, więc czasu na hobby nie ma wiele z widokiem na jeszcze mniej. Ale biega z najstarszym synem. Na orientację też. Ze średnim rower. Dzieci jak śpią można wiele zrobić, napisać doktorat, bo w dzień się pracuje.

Aha.

Ale ma taką małą radość, wspomina skromnie, że trzy lata temu wziął udział w Iron Manie. Znajomy Ksiądz z Polski wspominał nam kiedyś o idei, uznałam rzecz za niemożliwą. 4 km pływania, 180 km rowerem i maraton, czyli 42 km biegiem. Oczy mi się robią okrągłe jak spodki i pytam, czy jest na to dwa czy trzy dni. Mówi, że jeden. Jemu zajęło niecałe 11 godzin.

Bieganie? Jest dla każdego, mówi. Największa wartość? Sama decyzja, że biegniesz, mimo że masz tak niewiele czasu dla siebie. Pamiętam, jak ów Znajomy Ksiądz z Polski powiedział kiedyś, że pobiegnie o piątej rano, dlatego że mu się nie chce.

Radość robienia rzeczy, które nam się chce, jest natychmiastowa. Sęk w tym, że skutki robienia rzeczy, których nam się nie chce, widoczne są po dłuższym czasie. I to jest zupełnie inny rodzaj radości.

4 komentarze:

  1. za to potem satysfakcja bywa podwójna - z osiągnięcia celu oraz z pokonania własnego lenistwa:)
    jak to mówią, nawet najdalszą podróż rozpoczyna pierwszy krok:)
    a Iron Mana podziwiam! nawet nie dopłynęłabym do roweru;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja lubię siedzieć, myśleś i godzinami patrzeć przez okno, zero biegania ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie poznałeś swoich najgłębszych pragnień. ;)

      Usuń