Skutkiem przezywanych dylematów, mrozów oraz kaloryferów, na cerę rzucają mi się wyrzuty, które cięzko wyretuszować nawet przy pomocy kosmetyków lepszych od fotoszopa. Upiekłszy babeczki na kolejne przedstawienie przedszkolne typu jasełka, tym razem znowu z udziałem Grzybka, wpadam na pomysł, by odwrócić uwagę uczniów z kursu przy pomocy intensywniejszego ubarwienia oczu. Zatem ajlajnerem jadę kreski, które upadabniają mnie do Amy Winehouse zanim ją tata zawiózł na rehab, i widzę czarno na białym, ze efekt jeszcze bardziej upiorny niz przedtem. Jednak na kolejny retusz juz za późno i z blachą babeczek oraz biznes torebką pod pachą wyruszam w mróz.
Teraz, po dniu przezytym w tej charakteryzacji, siedzę obłozona strojami karnawałowymi na jutrzejszy bal przebierańców w przedszkolu i zastanawiam się, czym to wszystko z twarzy zmyć.
Szkoda, że czasy pasty bhp minęły bezpowrotnie. Pomogłoby i na wypryski.
Ajaxik?!
OdpowiedzUsuńJa zawsze uważałam, że tyle makijażu to coś bardzo złego dla skóry. Zawsze stroniłam od tego typu zabiegów. Moim zdaniem dbanie o siebie to coś innego niż tylko makijaż. To bardziej zdrowe odżywianie, raz do roku dentysta. Oleśnica jest przepięknym miastem i jeżdżę tam do rodziny. Jak jednak tam jestem zawszę idę na przegląd zębów. Tak samo jem zdrowo i nic mi na twarzy nie wyskakuje. Używam tylko lekki naturalny. I tak powinno się robić.
OdpowiedzUsuń