Otwieram się na wszystkie uroki zimy, skoro nie mogę powiedzieć, że albo ona, albo ja. Więc przede wszystkim wydatek energetyczny związany z uzupełnianiem potrzeb cieplnych. Nie, żebym lubiła marznąć; lubię za to dostarczać kalorii. Tu czołowe miejsca okupuje czekolada nadziewana, wędlina sucha, ser żółty, pieczywo białe, orzechy i migdały, miód. Tylko kawa zmlekiem wypadła z menu, bo rozpuszczalna się skończyła i czekam na kawiarkę, co leci z Białegostoku, by przyrządzić Starbucks Christmas Blend prosto z London Luton. Nie będę się wypowiadać na temat capuccino z biedronki, lepsze zdecydowanie byłoby ze słonia czy nawet z kota, ale tylko to znalazłam, wymiótłszy kąty w poszukiwaniu kofeiny. I piję nieco jakby wbrew sobie, aby zaspokoić nałogowe ssanie.
Być może używki i przyjemności stołu, czy raczej biurka w home office (okruchy w klawiaturze) to taki temat zastępczy, radość taka doraźna, gdy od tematów biznesowym mam globus histericus.
Wesołego Święta Trzech Króli, smacznego, dziękuję, nawzajem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz