Boskiemu Andy'emu złozono ofertę perspektywicznego awansu, jak zwykle odlgłego w czasie, by korporacyjna marchewka wisiała na dostatecznie długim kiju, a ja myślę, cóz, jestem prezesem własnej firmy i wyzej juz zajść nie mogę. Od strony formalnej właśnie tkwię na szczycie kariery. Co za luksus, jak teraz, pracować w ciepłym łózku, gdy na dworze znowu temperatura spada ponizej zdrowego rozsądku. Choć z drugiej strony, pracownik korporacji nie musi w niedzielę wieczorem, jak ja.
Więc podkładam jasiek w niebieskiej poszewce pod głowę i jednym uchem usiłuję wysłuchać wykładu na jutrzejszą lekcję, ale tuba wisi, być moze niedzielny wieczór wszyscy spędzają w sieci, a drugim okiem odpoczywam, znaczy prowadzę rozmowę o pisaniu z utalentowaną autorką, która postanowiła sprawdzić, ile czasu wytrzyma bez pisania właśnie. Dbając o prawidłowe działanie układu krązenia i nerwowego, nie podejmuję podobnej próby. Wychodzi na to, ze pisanie to potrzeba z gatunku prymitywnych i fundamentalnych. Jak dotąd dowolna ilość dyskusji nie była w stanie wyjaśnić jej natarczywej natury. Może ktoś się podejmie opisu w kategoriach klinicznych.
Tuba i wykład o motywacji w biznesie nie działa, ale działa sjesta i jest wyśmienicie.
Zapewniam Cię, że pracownik korporacji MUSI czasem i w sobotę, i w niedzielę wieczorem, i w ogóle.. Choć ja akurat moje muszenie raczej lubię (w niedzielę średnio).
OdpowiedzUsuńBez pisania NIE DA SIĘ ŻYĆ, to tylko kwestia proporcji. Jednym więcej czynnego potrzeba, innym więcej lub zgoła tylko biernego, cudzego znaczy:-)I u mnie ta druga potrzeba - czytania - właśnie bierze górę nad muszeniem korporacyjnym. Idę przytulać się do książki, troche także z braku boskiego anybody (cóż za znaczace słowo. Z tym body znaczy).
Dobrego tygodnia, Mrs Boss (self-boss?!)
A. McB.
Ksiązka do bardzo dobry kandydat na towarzysza życia;)
OdpowiedzUsuńYyyy, zastępczego co najwyżej. Jak etykieta (nie mylić z kindersztubą).
OdpowiedzUsuńA. McB.