Filmy o piłach lubią sequele, więc i u nas ciąg dlaszy przygód. Teść przez śniegi dociera na miejsce z wyposazeniem małego warsztatu stolarsko-hydraulicznego. Przeskakując w przedpokoju przez piłę tarczową i gwintownicę, wiertarki ręczne i elektryczne z frezarką włącznie, ku drzwiom wyjściowym się z dziećmi kieruję. I na dwór, i w śnieg, który zrównał status ulic i chodników w jedną, egalitarną biel po kolana.
Najgorsze, ze za kółkiem nie boję się ani trochę. Zachwyca mnie ta cisza, to, w jaki sposób ta biała wykładzina wygłusza przestrzeń i nawet gdy auto zarzuca na prawo i lewo, krzyczę wesoło do dzieci na tylnych siedzeniach, jak zawodowy tester roller coasterów. Równiez gdy auto grzęźnie na skrzyzowaniu w zaspie i panowie na rogach przystanąwszy z zaciekawieniem patrzą, czy wyjadę, takze jakaś mnie podniosła radość ogarnia, i silnik zapalam po raz szósty i siódmy (Grzybek mówi niewzruszenie: spróbujemy jeszcze raz), i autem huśtam, i wyczuwam jego słabe i mocne punkty, a potem zarzucając lekko zadem wracam w końcu do ruchu. I tak razy kilka, w róznych współrzednych topograficznych miasta. Ja, ktora jeszcze parę lat temu roześmiałabym się w twarz kazdemu, kto wrózyłby mi podjęcie kroków celem zdania egzaminu na prawo jazdy. Czy to nie powód do noworocznej radości?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz