sobota, 20 lutego 2010

kultura osobista

Do nowego laptopa, pierwszego mojego komputera firmowego, o konieczności zakupu którego nie wiedziałabym wcale, gdyby nie koleżanka po piórze, nie da się wsadzić mojego dotychczasowego internetu.
Tu następuje gonitwa myśli zgoła obelzywych, tylko od dwóch dni nie mogę się zdecydować, czy dostawca internetu powinien sobie wsadzić swój przestarzały modem, czy tez producent komputera powinien sobie wsadzić swój komputer (znowu osobisty, jak mówił w reklamie JayZ), wiadomo gdzie. Tam, gdzie wiosna nie dochodzi.
Wyjście awaryjne jakieś pojawia się na horyzoncie, po kilku godzinach rozmów telefonicznych i wręcz - ze sprzedawcami, przedstawicielami i infolinią, oraz męzem, który konstatuje, iz nikt nie zawinił poza galopującym postępem technicznym. I muszę się zgodzić.
Arturo dzwoni, ze mógłby wpaść na spotkanie jakieś literackie, ale proszę spojrzeć, jaki ze mnie kwiat inteligencji - przy drobnych przeciwnościach losu, z bloga wychodzi językowa słoma.

4 komentarze:

  1. Ach, Okruszyno, nie przejmuj się. To takie bohemowe, być na bakier z techniką, nie do końca z nią współgrać, być obok nieco postępu i galopu. Jeśli pomyślisz, że dorabiam właśnie ideolo do własnych nieumiejętności, nieznajomości i przeciwności, oraz irracjonalnej miłości do wiecznego pióra, no cóż. Bez polemiki.

    OdpowiedzUsuń
  2. jeśli mi wolno, bez polemiki, uwielbiam poza piórami wiecznymi (albo na naboje raczej) i ołówkami, Twoją słomę językową, Okruszyno!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uprzejmie dziękuję siostrom Black&Blonde za miłą wizytę i niezrazanie się lingwistycznym prostactwem.
    Arturo, ja poluję na podobny z ikei, ale bardziej tak do kuchni, na scianę. Ten zaproponowany bez Ciebie bardzo ładny, od razu przypomniała mi się nowoczesna cywilizacja z filmu Wall-E.

    OdpowiedzUsuń