piątek, 15 października 2010

liść leci

W aucie wożę liście. Na podłodze, na siedzeniu, tyle kolorów, odwracają wzrok od ogólnego bałaganu. Myślę, by znieść ich do środka więcej, przecież zaraz znowu po jesieni nie będzie ani śladu. Pakując skromne zakupy - prezent dla teściowej i mydło, co je dzieci wylały w całości do wanny dwa dni temu - dochodzę do wniosku, że rzeczy prawdziwie  pięknych nie da się napakować do kieszeni, zagarnąć do siebie na stosik. Nawet te samochodowe liście niebawem stracą kolor, a tych na drzewach nie zatrzyma żaden klej magik. Może dlatego rzeczy w ogóle mają wartość, że czas leci.

Rozkłada mnie bakcyl. Konkurs schodzi do hadesu. Sonaty b-moll, Marche funèbre jeden za drugim, ale posłuchajcie tych części, co je poprzedzają, scherza zwłaszcza, molto vivace! Ze Skakanką leżymy w łóżku do jedenastej, wypróbowujemy nowe słuchawki. Ona jedną i ja jedną. I mimo muzyki w barwach coraz ciemniejszych, śmiejemy się przecież w tym naszym stereo i w kolorze. Skakanka odkrywa nawet, że słuchawki mają taki guzik, co zmienia programy. Potem ze starych dekoracji ślubnych szyję spódniczkę na balet, korzystając z wzoru na obwód koła - z nielicznych zapamiętanych ze szkoły. Taki nasz dzień w stylu classic.

2 komentarze:

  1. no, słuchawki, bo są cudowne urządzenia. nigdy nie było mnie stać na przyzwoite. no, dalej mnie nie stać. ale dziś kupuje te, które ileś tam lat temu były szczytem techniki, a teraz schodzą na eBayu jako wyprzedaże. i wiesz co jest najlepsze? są płyty, których słuchało się od dzieciństwa, i tu nagle przy pomocy takich słuchawek udaje się pochwycić jakiś dźwięk tła, KTÓRY OD ZAWSZE BYŁ w uwielbianej piosence, ale sprzęt odtwarzający nie pozwalał mu wybrzmieć i nagle się to słyszy, i boże święty, to jest radość, że prawie chce się kogoś zaczepić i powiedzieć, "ej, a tam w tle, to jest jeszcze jedna gitara".

    z nowym telefonem przyszły słuchawki. testowałem je z empetrójką. ich cena to dwa funty, więc nie spodziewałem się wiele. skończyło się tak, że wskazującymi palcami przytykałem słuchawki aby maksymalnie przylegały do uszu, bo pierwszy raz w życiu riff z sad but true nie brzmiał jakby wielkie worzyska napełnione wodą odbijały się po tłuczonym szkle, tylko przybrał formę tłustej kreski kreślonej stanowczo pędzlem dobrze umoczonym w czarnej farbie.

    taa, to pojechałem, trawi mnie gorączka, różne takie obrazy przychodzą mi do głowy. fajnie jest, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. no, moje słuchawki też do telefonu, stare się rozpadły na części. zapomniałam, że jak się słucha przez nie muzyki, to muzyka wypełnia całą głowę. Równie zajmujące jak tworzenie fabuł, a mniej męczy.

    OdpowiedzUsuń