Powinnam z góry przeprosić rodzinę oraz poprosić o wyrozumiałość. W tym czasie jestem ogromnie roztargniona, rozlane na podłodze w kuchni kakao nie robi na mnie większego wrażenia i nawet do szkoły lecimy na ostatni dzwonek, gdyż odkrycie transmisji on-line powoduje, że miast ćwiczyć szlaczki i kąt zginania poszczególnych części literki a, rozbieramy na części pierwsze etiudę a-moll. Skakanka w mig rezonuje z nastrojem chwili i na kartce wyrysowuje klawiaturę do odgrywania zwłaszcza tych spektakularnych fraz w poprzek skali. Nie, żeby akurat te były moimi ulubionymi, chyba że kulminacja allegro maestoso koncertu e-moll, ale tę usłyszymy dopiero w finale konkursu. I nie wiem, czy o swoich ulubionych w ogóle napiszę, bo to jakby kawał mięśnia sercowego wyrwać i poddać wspólnej obdukcji. Dla pacjenta byłoby bolesne, dla widza - bo ja wiem, krępujące nieco?
I jakoś sobie radzę, od transmisji on-line do radia w kuchni, od radia w aucie do telefonu, potem znowu do radia; dzięki przerwie w nadawaniu odzyskuję świadomość na tyle, by zakupić obiadowe wiktuały i pieczywo na rano. O dwudziestej piętnaście, gdy gra Polak, słuchawka od telefonu przestaje działać. Jakoś wytrzymać do środy, do podpisania nowej umowy z siecią, i do nowych słuchawek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz