Na dwieście metrów przed gabinetem rehabilitacji sensorycznej Grzybka stwierdzam, że to musiała być jednak dzielnica obok.
Nie pytajcie dlaczego, nie umiem sobie tego do tej chwili wyjaśnić, przecież jechałam na pamięć. I może dlatego, może ten spokój jazdy na pamięć mnie zaniepokoił. I z Sępolna, z mapą na przedniej szybie, pędzę na Biskupin. I dopiero tam odkrywam, że druga w lewo jednak była w poprzedniej dzielnicy. Potem już pod wpływem stresu zataczam pętle i leniwe ósemki, pod ulicą Partyzantów zaś zaczynam płakać, nie wiedząc, że to ta, co trzeba. I Grzybek mówi, tata nas uratuje, jakby tata był GPSem wmontowanym fabrycznie do naszego opla.
W końcu trafiamy, ćwiczenia odbywają się, a zadanie domowe skłania mnie znów parę kroków bliżej decyzji o rzuceniu pracy, bo czy ja sobie z tym wszystkim poradzę, that is the question. W prezencie dla Czytelnikow Grzybek z grzybkiem, zaś dla wszystkich rodziców przeżywających traumy z innej beczki, bo dentystyczne w kontekście dzieci, radosna twórczość córki TU.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz