Nie wierzę w prawo Murphye'go. A jednak. Gdy boski Andy degustuje wino na zamku w Kliczkowie, którego widok rozpostarł się przed szybami busa, gdy menedżerom z twarzy ściągnięto podróżne worki (tak sobie wyobrażam w praktyce ów nimb tajemnicy), Skakanka poza biegunką i odwodnieniem dostaje jeszcze gorączki trzydzieści i dziewięć. I oglądam w internecie, który mnie ostatnio żywi i ubiera, te komnaty, apartamenty i piernaty, i wierzcie, trochę tego blichtru także chętnie bym skosztowała. W międzyczasie wykonuję telefony do lekarza oraz rodziny dalszej i bliższej, i wygląda na to, że jutro z mych skromnych godzin studenckich nici.
Georgiana na wszelkie drobne frustracje miała taki napis nad przewijakiem: Inne mają gorzej. Choć przypominam sobie, że było tam też dopisane ołówkiem: a inne lepiej.
To zupełnie jak u nas. Podczas mojego wyjazdu integracyjnego Danka zmagała się z potwornym stanem zapalnym zęba Kubusia.
OdpowiedzUsuńWniosek nasuwa się sam - nie jeździć;)
OdpowiedzUsuńNie. Wniosek babskiej logiki powinien być inny: jeździć. Robić wyjazdy integracyjne w Sobieskim albo Eris Spa dla matek/ojców. Bez dzieci. Takie imprezy dla rozmnożonych managerów powinny miec w pakiecie wyjazd dla drugich połówek, w tydzien po :-), jako rekompensatę za weekend z dziećmi oraz w celu integracji wewnątrzrodzinnej, żeby ta druga połówka wiedziała ocokaman jak menażer wraca i opowiada o pejntbolu czy kładach.
OdpowiedzUsuń