środa, 13 października 2010

wielki polonez es-dur

Skakanka kaszle na trzy oktawy, fortissimo i staccato, czyli jakby od krtani. Choć przecież jest i katar. Stan zdrowia dzieci, gdy się pogarsza, tradycyjnie wpędza mnie w stan wewnętrznego chaosu i dziś prowadzone lekcje z trudem skupiają sto procent mojej uwagi. W prezencie córka przynosi mi do home office portret mamy w czasie pracy i to są plusy chałupnictwa.

Na pociechę - występ Amerykanina niemal na koniec drugiego etapu. Andrew Tyson, ponoć z ręką w kieszeni, i zawadiackim uśmiechem wprawia krytyków w osłupienie. A ja myślę, że może to taka mała lekcja poczucia humoru, bo jak można mówić, że Chopin czegoś by sobie życzył lub nie, zmartwychwstał bądź przewraca się w grobie - przecież nikt wiedzieć tego na pewno nie może i Chopin do nikogo na komórkę, nawet podczas takiego konkursu, nie dzwoni. I mimo wszystko uśmiecham się na myśl, jak boski Andrew Tyson dodawał oktawy i frazy. Zagrał utwór "American in Warsaw", stwierdza ktoś na facebooku, a ja idę nasłuchiwać kaszlu z pokoju Skakanki. Takiego jak Grande Polonaise.

4 komentarze:

  1. O, ja myslę, że Chopin byłby zapalonym gadżeciarzem i komórke by miał wypasioną.
    Zasłyszałam gdzieś, nie wiem czy nie u tej chopinolożki z dredami (jakoś się fajnie z hiszpańska nazywa, zapomniałam), że wielcy kompozytorzy byliby w szoku, w jakim tempie można grać ich własne utwory na współczesnych instrumentach. Ponoć taki fortepian sprzed 2 stuleci był wolniejszy w młoteczkach. Ale się nie znam, powtarzam tylko.

    OdpowiedzUsuń
  2. właśnie sobie kupiłam dvd, właściwie boski Andy mi kupił, jak Kenner gra na fortepianie z lat 1840-stych.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bez klapy jest ten fortepian i znacznie jest cichszy - może dlatego klapę zdjęli.

    OdpowiedzUsuń