Więc najgorsze jest to przeplatanie się sacrum i profanum, ze się tak wyrazę. Niby tu filozoficznie o byciu rodzicem, o stawianiu czoła, o odpowiedzialności i roztaczaniu opieki (jak to zrobić, zeby się nie popłakać, jak Grzybek będzie płakał na widok igły, przyssawki czy siostry oddziałowej). Następnie, medytacje o kruchości ludzkiego poczucia stabilizacji, o metafizycznym geście puszczania wszelkich kotwic, co urządzają codzienność, i o poddawaniu się temu, co ma być - bo przeciez patient, to pacjent, a patience - to ciepliwość, i z agenta, który działa, nalezy nagle przeobrazić się obiekt działań cudzych (tu: lekarzy), i z podmiotu zdania w dopełnienie (Lekarze nas badają), które na miesjce podmiotu wrócić moze tylko w stronie biernej i to często jedynie domyślnej ([My] jesteśmy badani przez lekarzy). Juz nie mówiąc o tym, ze jeśli efektem badania będzie znalezienie choroby, nalezałoby przedefiniować z grubsza wszystko.
Więc myśli wijące się w nieprzejrzyste szlaczki filozoficzno-lingwistycznych równań i nierówności, muszą się zderzyć z drobiazgiem konkretu. Proszę bardzo: papier toaletowy. I jeszcze: kubek na wodę, bo nie dadzą. Dalej: ładowarka, mydło i ręcznik oraz kapcie łatwe do zdezynfekowania, na neurologii bowiem teraz trzymają zapalenia płuc (brak łózek na pulmunologii), a piętro wyzej są zakaźne biegunki. Łącznik: karaluchy. Czy coś na karaluchy tez potrzeba? Moze wytępili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz