niedziela, 14 marca 2010

sitting and waiting, anticipating

Jeśli spotkacie na ulicy panienkę w kaszkiecie i paltociku, z trzema kilometrami kolorowego szalika wokół szyi, ktora zaczepia przechodniów, by im powiedzieć, ze idzie jutro z synem do szpitala na badania neurologiczne, to na pewno będzie autorka tej oto rubryki, i na nic kamuflaze, na nic podmiot liryczny niniejszych zwierzeń, który ma mnie uchronic przed dekonspiracją i smiercią zawodową; będę to na pewno ja. Mozna powiedzieć, ze inne treści przestały ze mnie wychodzić. Biada tym, co mnie spotkali po latach w supermarkecie, biada telefonującym z ofertami pokazów zdrowotnych, biada paniom magister w aptekach i psrezdawczyniom, listonoszowi i sąsiadce. Wszyscy, absolutnie wszyscy dowiedzą się, ze idziemy do szpitala.

Zołądek odmawia jedzenia juz od dni kilku, więc wspieram się głównie kawą, zaś po upieczeniu ciasta czynnością rytualną stało się pranie. Pranie do ostatniej skarpetki. Próbuję jeszcze dzieciom grać na gitarze, nie boję się, gdy ciemno jest, zeby podnieść nastrój w stronę nieco wyzszego, niz panuje obecnie w domu. Najchętniej jednak odpaliłabym bajki, obdarzyła hojnie czekoladą i ciastkami, i pozwoliła świętować ostatni beztroski dzień gruby. Zanim przyjdą chude.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz