wtorek, 30 marca 2010

spacer w chmurach

Na lotniksu Grzybek stoi z nosem przyplaśniętym do przezroczystego ekranu z plexi. Samoloty i kolej parowa to jego dwie główne pasje. Samolotów sporo jak na środek dnia w środku tygodnia, w Europie środkowej w dodatku, i Grzybek stara się nadązyć za schodami na kółkach, wagonikami z bagazem oraz kolejnymi przylotami i odlotami, ze szczęśliwym skupieniem na twarzy. Ja się rozglądam za nowym terminalem, który ma się objawić w całej krasie na okazję zawodów w kopaniu piłki. Póki co, loty nadal obsługuje pięć czy sześć stanowisk check in, zaś na wierzy widokowej mieści się tylko rodzina wielopokoleniowa, ale modelu 2+2. Stoisko z pamiątkami napawa mnie zazenowaniem i cieszę się, ze Grzybek z powodu niskiego wzrostu nie widzi tej mizerii, jakby rodem z PRL, nie ogląda. Przypominam sobie Liverpool, przypominam sobie stojak z samolocikami British Airways, z którego jeden zdjęłam dla Grzybka, oraz grę Monopoly z kupowaniem nieryuchomości na ulicach Londynu, w którą grałyśmy potem ze Skakanką. Przypominam sobie Luton, z którego dziś przyjezdza na święta oczekiwany Brat Blizniak. Tam, niekończące się szeregi stanowisk do odprawy paszportowej, do których prowadziły strzałki. I czuję, z wiosennym wiatrem i słońcem, ze chętnie - znowu - poleciałabym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz