czwartek, 4 marca 2010

zabawy z perspektywą

Zamknąwszy za sobą bramę szkoły językowej, schodzę do przejścia podziemnego w centrum, zamyślając się nad swoimi pasiastymi rajstopami i spódniczką jak na mój wiek mini. Nawet próbuję po tych schodach nogami zawijać naprzemiennie jak modelka, dla której stąpanie w dół to cała radość istnienia. Wymaga to nieco aktorstwa, dociąza mnie bowiem laptop i podręczniki, i im nizej jestem, tym bardziej drobna maskarada pasiastych rajstop traci na znaczeniu. Dag z dzieckiem w szpitalu, wiadomości ze wschodu złe, i generalnie do szpitala jest mi dziś blizej niz kiedykolwiek. Wydaje się, ze tego przedwiośnia więcej dramatów niz w latach zeszłych. I wiele spraw schodzi na dalszy plan.
Gdy więc w galerii, co wieńczy przejście podziemne, a ktorą chadzam na miejsce parkingowe w mało znanej bocznej uliczce, spostrzegam komplet małych emaliowanych wiaderek w kolorach wiosny, po chwili walki wewnętrznej - kupuję. Wiaderka to nie Vettriano, a nasze mieszkanie wielkości szatni klubu trzeciej ligi nie znosi widoku bibelotów, ale co zrobić: w wiaderkach widzę oczyma wyobraźni tulipany, żonkile i inne takie. Przeciez nigdy nie kupujemy przedmiotów, tylko o nich nasze wyobrazenia. Potem patrzę na panie, jak do rąk biorą kolczyki i wisiorki, torebki i plaszcze, i takie odległe wydają mi się, jak moje pasiaste rajstopy, które wyeksponowały się na rewiowych schodach przejścia - i zgasły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz