środa, 10 marca 2010

sunset & rtv set

Słońce nad naszym salonem zachodzi dziś o wiele za długo. Zaczyna około piętnastej, a o osiemnastej jeszcze jest widno. Założyłam rano nowe firanki haftowane w maleńkie, pomarańczowe kwiatki na brudne okna i dopiero zachód słońca uświadomił mi, jak bardzo szyby straciły przejrzystość przez ostatnie co najmniej pół roku (obawiam się, że wartości ta może nawet być pomnożona przez dwa, choć mogę się mylić). Pamiętam, jak z kolezanką po piórze ściągałyśmy przed którymiś świętami czarne firanki z zamiarem wyrzucenia ich, i ja, w rzeczy samej, wyprałam je wówczas, a następnie wyrzuciłam. Nie wiem, jak koleżanka po piórze.
W tych poetyckich okolicznościach marca opromieniającego nasz przechodni salon równie widoczny staje się kurz. Ścieram szmatką z telewizora oraz radia, dvd, i tym podobnych. Wtedy jeden z promieni bezczelnie palcem pokazuje nieopodal stojącą witrynę, a zwłaszcza jej zgrabne szybki. Nie wiem doprawdy, jak to napisać, ale dziś tego marcowego słońca nie mogę ścierpieć, wytyka mi najgłębiej zasiedziały kompleks absolutnie bezradnej pani domu.
Przeziębione dzieci radośnie dmuchają i patrzą, jak kurz fruwa w powietrzu, a następnie przykleja się z powrotem do telewizora, radia, dvd itp. Ta wyostrzona percepcja naszych warunków zyciowych wiąze się z umówioną wizytą naszego pediatry, człowieka renesansu, zapalonego zeglarza i fotografa, z zyczliwym bagazem swych siedemdzięsięciu lat. Przychodzi w końcu, na szczęście grubo po zachodzie słońca. Firanki wyglądają bosko, dzieciom ropieją oczy.

1 komentarz:

  1. Uprzejmie przypominam, ze nudne kobiety maja nieskazitelnie czyste domy. Oraz że tylko jedno może wygladac bosko i nienagannie: albo Ty, albo dom.
    Wnioski do samodzielnego wysnucia.
    A. McB.

    OdpowiedzUsuń