Można przypuszczać, że przecholowałam wczoraj.
Gdy wyszłysmy rano ze Skakanką z arktyczngo teatru "Arka", gdzie temperatura na widowni sięgała niewiele ponad -11 zastanych na dworze stopni mrozu, zajrzałyśmy tak ot sobie do kasy biletowej pobliskiej opery. I okazało się, że czeka na nas ostatni w tym sezonie i jedyny bilet, siedzący z dzieckiem na kolanach (na szczęście własnym), na balet do muzyki Czajkowskiego. Na wieczór tego samego dnia, a jakże. Skwapliwie kupujemy, martwić się, jak damy radę, zamierzamy dopiero później.
Potem jedziemy na łyżwy i Skankanka dostaje dyplom ukończenia kursu, a następnie w szatni przebieramy się w wieczorowe sukienki i w aucie jemy kolację. Zdążamy w sam raz, pokazuję jeszcze Skakance operę - dla kontrastu z garażowym teatrem "Arka". który żadnego potopu by nie przetrwał.
Machamy zawieszonej majestatycznie na balkonie Stone Cherry w gronie dzieci (bilety nabyła bez dziecka na kolanach w pakiecie) i możemy także liczyć na przyjazne skinienie wachlarzem. I zaczyna się "Dziadek do orzechów" w inscenizacji tak bajecznej, że dech zapiera w piersiach. Mam ochotę się szczypać, nie wyrabiałam przecież sobie paszportu do krainy czarów, a tu proszę. Odlatujemy.
Jeśli ktoś uważa, że plan dnia był za bogaty, potwierdzam: rano budzę się chora. Ale warto było.
Dementuję jakobym zabrała wachlarz. Mój drewniany flamenco ma zbyt taneczny dźwięk do opery. Za to żułam gumę, może być że majestatycznie, razem z dziatkami, czekając na Dziadka. Po smsie od O. wypluliśmy dyskretnie w bilety z "Czarnoksięznika z Oz". Kultura zabrania przyklejania pod krzesełko :-)
OdpowiedzUsuńCzajkowski to wydestylowana, czysta magia. "Jezioro" za miesiąc.
A ja myślałam, że to tytoń żuliście.
OdpowiedzUsuńMoże uda mi się tym razem trafić wcześniej, niż na ostatni bilet;)
Po Oskarze dla Natalie Portman może byc cięzko. Ja dziś zabukowałam na III balkonie dopiero, na 30.03
OdpowiedzUsuń