Rano spotykamy się tłumnie pod szatnią szkolną, w nastroju podniosłej ekscytacji. Władze edukacyjne na szczeblu nie wiadomo jakim zarządziły od wtorku, czyli dzisiaj, niespodziany początek drugiego semestru. W końcu to całkiem logiczne, że nie od poniedziałku i że dwa tygodnie drugiego semestru i potem ferie zimowe, pani minister Hall zasłynęła nie takimi przecież pomysłami. Zatem po drobnych turbulencjach wynikających z kompletnego zaskoczenia, rodzice, dowiedziawszy się, że miejsc w świetlicy szkolnej nie ma i nie będzie, oraz przeorganizowawszy grafik babć i dziadków, wstali rano i przybyli. Mero też dała radę, mimo że w przedszkolu widywałyśmy się regularnie z drobnym poślizgiem w porze śniadania.
Oczywiście ledwo zdanżam. Niestety, z powodu kiepskiej nocy Grzybka przekraczam limitowany czas spania o dziesięć minut i makijaż wykazuje liczne braki. Ale fryzura jest. Jedna mama mówi, że już teraz do studiów tak będzie, ósma rano, i rozważam ogolenie głowy na zero i makijaż permanentny, bo nie przejdę do grupy matek heroicznych, które wstają chyżo o czwartej trzydzieści (mój podziw jest niekłamany, sarkazm niezamierzony).
Od jutra zatem dożylne wstrzykiwanie kofeiny i oczy na zapałki. Proszę Czytelników o przyjęcie do Klubu Skowronka, pilnie potrzebna grupa wsparcia.
Włosy na zapałkę dają wstawanie o 5.15. Jeśli dzień powszedni bez makijażu homemade, 5.25. Może kolor włosów też ma wpływ na sen, ciekawe, czy amerykańscy naukowcy juz to zbadali.
OdpowiedzUsuńCzyli jednak dłuższe włosy, dłuższe spanie. To jestem spokojna. Jutro 6:05, żeby nie przerażała mnie 6:00.
OdpowiedzUsuńHm, łysi nie śpią;-)?
OdpowiedzUsuń