piątek, 11 lutego 2011

wall-e

Telefony od rana wczoraj dzwonią i na pewno nie mieszkamy na bezludnej wyspie. Gdy z Grzybkiem rysujemy znaki drogowe, prosi mnie, żeby mu zrobić taki pod tytułem "proszę o pomoc". Na niebieskim tle zostawiam białe S.O.S., więc raczej znak informacyjny, niż ostrzegawczy. Skakanka wygląda z izolatki i mówi, że Grzybek powiesił sobie na drzwiach pokoju "sos" i oczywiście jest draka, i Grzybek czuje się obrażony. Bowiem gdy starsze dziecko nauczy się czytać (nawet nie wiem, kiedy to się stało), życie tylko pozornie staje się łatwiejsze.

Nie mniej jednak "proszę o pomoc" jest ogromnie na miejscu i podziwiam Grzybka za tę intuicję, bo sama, coraz bardziej przeziębiona, też mam ochotę wywiesić białą flagę. Chociaż jeszcze bardziej rozmyślam, czy mój syn, który cały czas troszczy się o to, by "być dobrym człowiekiem" i mówi o sobie, że "jest szczęśliwy, bo się dzieli", nie da się kiedyś zadeptać w wyścigu szczurów. Poruszona sosem na drzwiach, szukam trochę turnusów rehabilitacyjnych, ale oferta tak mizerna, że widzę tylko, jakie mamy szczęście i pecha. Szczęście, bo nie mamy orzeczenia o niepełnosprawności, pecha - bo "wczesna interwencja" plasuje nas z dala od dzieci "zupełnie zdrowych". Oglądamy więc Wall-E i trochę się uspokajam, bo skoro jest we Wszechświecie miejsce dla pokojowo usposobionych robotów z awarią na obwodach, to i dla Grzybka też coś się znajdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz