Nie wiem, prawdziwym pisarzom nie zdarza się i nie uchodzi czynić erraty do własnej pisaniny, ale blogerom (yyygh) pewnie tak. Zatem do pani z pasem od pończoch: została bohaterką prozy codziennej, bo jeszcze nigdy w życiu nie słyszałam nikogo, kto by tak donośnie, entuzjastycznie i bez cienia skrępowania rozmawiał w zasadzie sam ze sobą (dobra, ze słuchawką telefonu) o nabytej bieliźnie, jak również publicznie opiewał jej taniość. W tym sensie drobne radości skojarzyły mi się z drobną słabością człowieka do kiczu.
Żałuję, że nie osiągnęłam jeszcze takiej klarowności stylu, by nie musieć się tłumaczyć. Ale. Nie każdy musi być zaraz Cervantesem.
Z całą radością poznawania Murakamiego: wolałabym robić to w nowych koronkach między mną a dżinsami, i wcale nie takich za 3 stówy :-). Jestem babą i lubię NOWE rzeczy :-)
OdpowiedzUsuńCo do taniości, mamy kapitalizm, przeceny, okazje, stąd niektórzy maja i sens życia. A Dolly Parton kiedyś powiedziała, że wyglądać tak tanio jak ona kosztuje kupę kasy :-). Więc pewnie sztuką jest wygladać tanio za grosze!
Czy kicz uświadomiony i kontrolowany jest jeszcze kiczem? Bo ja mam taką drobna słabość, wiesz, kolczyki z Audrey, lampa na która goście nie bardzo wiedza jak reagować... Kicz to chyba wyraz radości życia i nieskrepowania konwenansem właśnie? Trza zapytać Marty D. :-)
Ale generalnie rozumiem, o co Ci w pisaniu chodzi. Po prostu brak mi czasu i snucie komentarzy daje złudzenie, że nie zużywam go na bloga :-)