Ten stan wydaje się być nieuniknionym udziałem autora bloga, mam nadzieję, że każdego, nawet takiego, który pisze "co ślina na język" i wciska enter. Dopada bowiem człowieka od czasu do czasu, systematycznie i bez poprzedzającej aury, taka myśl, że to jednak jest zaskakujące. Ja piszę. Wy czytacie. Ja piszę trochę tak, jakby Was nie było. Wy czytacie i też zachowujecie się tak, jakby Was nie było, gdyż sceny z życia ogląda się wchodząc w miękkich kapciach lub samych skarpetach, żeby nie rozpraszać "dziania się".
Podejrzewam, że chwile zwątpienia miewa każdy szanujący się autor bloga (choć wierzcie mi, dla wielu słowa "autor bloga" i "szacunek" nie idą w parze. Któreś ostatnie Wysokie Obcasy próbowały zmusić ostatnio jedną bardzo kulturalną panią prawnik, co wygrała konkurs na blog rok czy dwa lata temu, by w końcu przyznała się do tego, że jest zaburzoną ekshibicjonistką i zasługuje na lanie na goły tyłek, którego jeśli nie pokazała jeszcze na blogu, Wysokie Obcasy chętnie zamieszczą na swojej rozkładówce).
Zawsze mogę powiedzieć, że z fantazji o pisaniu naprawdę, jak je nazywa Autorka Wieczornego, pozostał blog. Jak u boskiego Andy'ego, co chciał posadzić drzewo, a sadzi bratki na balkonie. Jakaś filozoficzna redukcja, jakieś zastępstwo z nagłej konieczności. A może jednak zdumiewający spektakl na granicy prywatności.
A może jednak przecudowna umiejętność cieszenia się małym, niespektakularnym, niemedialnym, ale za to cieszenia się prawdziwego, do samych pięt - co z tego, że na szpilce?
OdpowiedzUsuńWO proponuję bojkotować dla własnego zdrowia wewnętrznego.
Boski Andy mówi też, że nie powinnam zapominać o tym, iż dostarczam ludziom rozrywki i to jakby moja praca społeczna.
OdpowiedzUsuńa propos WO, jednym z wyrażeń kluczy, za którym trafiono na blog okruchowy, jest: "w śnie odpadaja mi obcasy".