Internetu nadal nikt u nas nie widział, boski Andy odkurzyl wczoraj dokładnie mieszkanie, a nawet wytrzepał dywany podczas mojego pobytu w szkole i też go nie znalazł. Dostawca usług sieciowych nie przejął się moim pismem, widać kapital zakładowy za mały. A przecież mogę w końcu to wszystko opisać, a nawet wymyślić jakiśantyslogan. Jedynie ważniejsze sprawy na głowie mnie przed tym powstrzymują.
Dziś bowiem wszyscy już są zatkani, smarkają oraz kaszlą, z boskim Andym do kompletu. Podaję więc herbaty, kapsułki i saszetki, oraz organizuję zbiorową inhalację nad filiżanką roztworu z ręcznikami na głowach. Sama obawiam się, że utraciłam węch na zawsze i trzeba będzie przywracać go operacyjnie, lub co najmniej endoskopowo. I wyglądam za szybkę naszego M4, które tej wiosny, być może pod wpływem promieni ultrfaioletowych od kilku dni przecież dosć intensywnych, skurczyło się do dramatycznie niewielkich rozmiarów.
I wtedy, w końcu przypomniam sobie, że przecież jest pianino. Powinni w aptekach sprzedawać pianina zamiast aspiryny, apapu i antydepresantów, a może i leków na wzdęcie: kilka dźwięków od razu wprawia człowieka w dobry humor. Więc dziś, dla boskiego Andy'ego i reszty rodziny, wygrywam piosenkę Teviego mleczarza. Jeszcze ręka lewa gra przeciw równie nieszkolonej ręce lewej, gdy probuję rytm bardziej w stylu szalom, ale przecież wszyscy już widzimy w naszym wyimaginowanym domu schody wiodące w górę, drugie schody - w dół i trzecie -"leading nowehere, just for show".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz