Internet nieoczekiwanie wrócił wraz z uaktywnieniem się płyt tektonicznych w Azji i uświadomił mi, jak dobrze było bez niego. Oglądając bowiem wiadomości British Broadcasting Company, zostałam zbombardowana obrazami, które reżyserzy już widzą w swoich oskarowych filmach katastroficznych. Pokazywano je ciągle i ciągle od nowa tak, że zaczęłam słusznie podejrzewać, że chodzi o dramaturgię, oglądalność i że nareszcie coś się dzieje. Są eksperci od tsunami, specjalne serwisy i materiały premierowe.
A przecież i tak w ciepłych kapciach i bezpiecznym dystansie zajęta jestem tylko lekko wstrząsaną codziennością, jak gdyby po drugiej stronie globu nic się nie działo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz