Zachodzę do biblioteki oddać E.T., film naszego dzieciństwa, który Skakanka zrosiła łzami (ja dzielnie swoje przełykałam, by nie dprowadzić do zbiorowej histerii), a Grzybek oprotestował (faceci w kombinezonach, z NASA). Przedłużam drugi, ten o Keatsie.
Zapomniałam wspomnieć, że planowaliśmy go oglądać w ów wieczór, gdy Grzybek miał występ solowy w operze Rigoletto. Więc miała być Oda do słowika, a wyszło mniej poetycko, choć przecież równie dramatycznie.
A Keats? Cóż, życiorys opłakiwałam na studiach rzewnymi łzami, czytając z Northon Anthology of English Literature - niewątpliwie najbardziej kserowanego woluminu w całej bibliotece filologii. I ten fakt tylko pamiętam, opłakiwania nad skryptem, i tego, że Ody do słowika chciałam się nauczyć na pamięć, wyobrażając sobie, jak Keats ją pisał pod drzewem. Jak widać i ja mam jakąś historię pensjonarki, choć czasem wydaje mi się, że musiałam się urodzić z rozsądkiem dorosłego, który entuzjazm zakopał pod drzewem w formie przeszklonego widoczka, a potem zapomniał, gdzie to było, w ten sposób żegnając się z entuzjazmem na zawsze.
Dziś czytam biografię Keatsa inaczej i najbardziej uderza mnie fakt, że przestudiowawszy kilka lat farmacji, oświadczył pewnego dnia wujowi, że rzuca wszystko i od teraz będzie już tylko poetą. I podziwiam tę intuicję, że o londyńskim farmaceucie Antologia Northona milczałaby jak grób.
Nie wiedziałam, ze miał być farmaceuta. Zaimponowal mi. Porzucił tyle chemii dla poezji. Co za odwaga żyć!
OdpowiedzUsuńWieczorny
Ale dzieci nie miał i gruźlicę na karku, czyli nic do stracenia - zauważyła trzeźwo Okruszyna.
OdpowiedzUsuńTak, pisanie poezji jest dla tych co nie mają nic do stracenia. Z prozą rzecz ma się inaczej.
OdpowiedzUsuńwieczorny
Och, rozumiem że mówisz o filmie, który jest jak motyl.... ech...
OdpowiedzUsuńmam nadzieję obejrzeć w przedłużonym czasie wypożyczenia.
OdpowiedzUsuń