Zauważam, że długopis z Manchester Art Gallery nie pisze prawie wcale i zaczynam podejrzewać, że tusz zasechł, co znaczy, że czas od ostatniej podróży upłynął zbyt długi. Jednakże wydobyty z torby drugi długopis, z National Gallery przy Trafalgar Square miewa się świetnie, a przecież czasu upłynęło o rok więcej.
Długopisy, nabożnie oszczędzane na czarną godzinę, przydają się teraz, gdy pięknie spóźniona przybywam na zajęcia z bzyznes rajting, i jak widać trudności w skupieniu się powodują, że na kartce wyjętej z notatek piszę zgoła inne notatki. Długopis przywieziony z podróży do kraju herbaty na five o'clock daje mi tę namiastkę światowości, którym innym drinki wypijane w business class. Patrzę za okno na ledwie przezierające słońce zza deszczowych chmur i myślę, że poleciałabym gdzieś.
*z lotniska z kolei w Liverpoolu do domu przywiozłam podróżną wersję gry Monopoly (znany polski odpowiednik=Eurobiznes), w którym kupuje się i sprzedaje nieruchomości w dzielnicach Londynu. Nawet gdy grałam tylko ze Skakanką, na Regent Street nie było mnie stać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz