Kto by pomyślał, że Jane Campion będzie dla mnie robić filmy. To bardzo miło z jej strony.
Najpierw był Aniol przy moim stole - o instynkcie pisania ponad wszystko, ponad szpital psychiatryczny z groźbą lobotomii włącznie, co przydarzyło się Janet Frame, później przecież największej sławie nowozelandzkiej literatury. Przeczytałam potem całą biograficzną trylogię i jeszcze Twarze w wodzie na dodatek.
Potem Fortepian, zwłaszcza gdy wpada do oceanu i ląduje na jego dnie, z przyczepioną na długiej linie filigranową kobietą. A teraz Jaśniejsza od gwiazd, o kolejnym zupełnie niepraktycznym życiu, o niczym wartym odnotowania w indeksach giełdowych czy wiadomościach dnia. O Johnie Keatsie, znaczy. Mistrzostwo malarstwa i światła. To znaczy umieć opowiadać, bez cienia nachalności.
Nic nie wiem o opowiadaniu, po filmie konstatuję niemal bez żalu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz