niedziela, 27 marca 2011

thank you, jane

Kto by pomyślał, że Jane Campion będzie dla mnie robić filmy. To bardzo miło z jej strony.

Najpierw był Aniol przy moim stole - o instynkcie pisania ponad wszystko, ponad szpital psychiatryczny z groźbą lobotomii włącznie, co przydarzyło się Janet Frame, później przecież największej sławie nowozelandzkiej literatury. Przeczytałam potem całą biograficzną trylogię i jeszcze Twarze w wodzie na dodatek.

Potem Fortepian, zwłaszcza gdy wpada do oceanu i ląduje na jego dnie, z przyczepioną na długiej linie filigranową kobietą. A teraz Jaśniejsza od gwiazd, o kolejnym zupełnie niepraktycznym życiu, o niczym wartym odnotowania w indeksach giełdowych czy wiadomościach dnia. O Johnie Keatsie, znaczy. Mistrzostwo malarstwa i światła. To znaczy umieć opowiadać, bez cienia nachalności.

Nic nie wiem o opowiadaniu, po filmie konstatuję niemal bez żalu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz