I za sprawą jednego nieoczekiwanego telefonu lądujemy na kanapie u Opalonych, na wprost ekranu o przekroju ściany, na którym wyświetlają się mankamenty mojej starzejącej się postury uchwycone w czasie wakacji nad jeziorem, w parku krajobrazowym. Krajobrazy upiększają za to dzieci, coraz bardziej, a jakże, dorodne i samodzielne, choć jakoś nie przemawia do mnie, że nasze obumieranie jest ceną ich dorastania.
Jemy zatem ciasto z kremem, mimo dowodów naocznych w high definition, że się nie powinno, i zostajemy jeszcze na kolacji, poprzedzonej partyjką rummikuba. Nie, żeby mieć asocjacje z domem starców i rozrywkami stacjonarnymi; Opaleni przecież pełni planów i wigoru, jak na zdjęciu tanecznym w płetwach i masce do nurkowania; tylko z nas jakby powietrze w ten weekend uszło.
Wychodzimy podpompowani i załatani, z mocnymi postanowieniami podjęcia aktywności fizycznej i zdrowego odżywania z większym udziałem warzyw.
Warzywa są przereklamowane i napromieniowane radioaktywnie, radyjko mi powiedziało :-)
OdpowiedzUsuńNo właśnie.
OdpowiedzUsuń