Budzę się w śpiworze fiord nanssen, zakupionym onegdaj na obóz w Białym Dunajcu; ma tyle lat, że wchodząc do niego podejrzewałam utratę właściwości termicznych nawet podczas przymrozku, jak ogłaszała wszem i wobec metka. A jednak wiatr na mnie powiewa i nic, ciepło jest, tylko ten granat mało twarzowy.
Nie, żebym się nagle znalazła w okolicach pierwszej bazy pod Annapurną, skądże znowu. Jedynie Grzybek haftował całą noc do rana i cała pościel stopniowo przemieściła się do łazienki, do której teraz za to nie da się wejść.
O szóstej dwadzieścia osiem proszę boskiego o zmianę i w pokoju dziecięcym pod otwartym oknem, w śpiworze, zasypiam, zastanawiając się, skąd wziąć paliwo na prowadzone dziś do późnego wieczora trzy grupy zajęć na drugim końcu miasta. Gdyby tylko to jeszcze było jedyną sprawą do zajęcia się, pewnie bardziej ochoczo wygrzebywałabym się na powierzchnię.
Są inne Annapurny w życiu człowieka.*
*Maurice Herzog (kierownik wyprawy 1950)
Już jest Biskupów w kolorze(w głębi). 3maj się
OdpowiedzUsuń